>

Drugi sezon „Gen V”: lecą iskry, ale ognia nie ma. Przystawka przed rzezią

Druga odsłona „Gen V” wygląda jak rozgrzewka przed finałem „The Boys”: głośna, szybka, chwilami efektowna – i w gruncie rzeczy „wypełniająca” talerz, zanim wjedzie danie główne.

*Uwaga na lekkie spoilery

Finał drugiego sezonu „Gen V” ma wszystkie cechy wielkiej telewizyjnej domówki: rozbuchaną bijatykę, serię podkręconych mocy i cameo z „głównej” serii, które bardziej ustawia pionki na następny sezon „The Boys”, niż domyka tutejszą opowieść. To właśnie ten rodzaj wyrachowanej kalkulacji, z której „The Boys” kiedyś szydziło, a dziś – niestety – samo po nią sięga.

Odcinek „Trojan” zamiast własnej puenty serwuje finał kojarzący się z MCU: efektowny, głośny, ale podporządkowany przyszłemu crossoverowi i kalendarzowi franczyzy. Z perspektywy widza to bardziej seans brand managementu niż kulminacja sezonu: bohaterowie stoją w szeregu jak figury gotowe do przeniesienia do „The Boys” – brakuje tylko słynnego w latach 90. sloganu „ciąg dalszy nastąpi”…

I tak, Starlight wpada z zaproszeniem do ruchu oporu, chwilę później przybiega A-Train – to miłe mrugnięcia – ale kiedy kurtyna opada, trudno oprzeć się wrażeniu, że oglądaliśmy raczej scenę po napisach niż finał sezonu.

W tym właśnie sensie „Gen V” robi krok od bezczelnej satyry ku byciu trybikiem: zamiast dociążyć konflikt i wybrzmieć własnym głosem, odprowadza nas grzecznie do kasy biletowej na „ostatni taniec” w piątym sezonie „The Boys”.

I tu mój żal: skoro drzwi do crossoveru są już otwarte, brak wejścia chociaż na 30 sekund kogoś kalibru Billy’ego Butchera tylko podkreśla, jak bardzo ten finał został zaprojektowany „na odwal”.

Drugi sezon „Gen V” jak wielka saga X-Men

W drugim sezonie „Gen V” Godolkin University znów wygląda jak plac zabaw dla korporacyjnej inżynierii charakterów: ktoś zza kulis podkręca nastroje, steruje autorytetami i podsuwa studentom role, które mają grać dla cudzej korzyści. Z zewnątrz to typowa akademia supermocy z wiecznie włączonym alarmem, w środku – laboratorium, które uczy, że każdy gest sprzeciwu można skomercjalizować i przerobić na paliwo większej machiny.

Konflikt między Marie i Cipherem napędza cały drugi sezon „Gen V” – jest oczywiście ciekawy twist fabularny

Bohaterowie miotają się między lojalnością a strachem, własnym sumieniem a PR-em Vought, a każdy odcinek dopisuje kolejne rozdziały do historii o tym, jak łatwo ideały ustępują miejsca selekcji, rankingom i zimnym arkuszom kalkulacyjnym.

Coraz wyraźniej czuć też cień założyciela uczelni: Thomas Godolkin nie zamierza zostać tylko nazwiskiem na tablicy – chce wrócić do gry i przeforsować wizję świata, w którym „słabsi” superbohaterowie są balastem do odcięcia. Ten eugeniczny chłód przewiewa cały sezon i nadaje mu niepokojący puls, co akurat mi się podobało.

Nie ukrywajmy, wątek miłosny w drugim sezonie „Gen V” jest beznadziejny

Moim zdaniem to opowieść o zawłaszczaniu języka rewolty: serial pokazuje, jak władza potrafi przejąć nawet najbardziej autentyczny zryw i przepisać go na własnych zasadach.

„Gen V” wciąż ma zadzior. Fabuła buduje most do „The Boys”, lecz najbardziej działają momenty, w których bohaterowie przestają być ludźmi, a stają się „zasobem” albo „problemem”. W tym sensie drugi sezon „Gen V” działa najlepiej nie jako przystawka do większej rzezi, tylko jako nieprzyjemne lustro: pokazuje, że faszystowski porządek nie potrzebuje peleryn, wystarczy mu czysta kalkulacja.

Postacie to najmocniejsza strona serialu

Najmocniej wchodzi Polarity – stary wyjadacz, którego obecność wreszcie daje temu kampusowi ciężar. Sean Patrick Thomas gra tu człowieka rozdartego między rolą ojca-legendy a ciałem, które coraz częściej go zdradza.

W scenach konfrontacji z nowym rektorem napięcie jest namacalne: Polarity bywa pionkiem, ale gdy już staje do gry, przypomina, po co w ogóle oglądamy „Gen V”. Ten pojedynek ciągnie sezon w górę i nadaje mu realny nerw, co widać choćby w epizodach, gdzie Cipher dosłownie „używa” Polarity jak narzędzia.

W drugim sezonie „Gen V” Polarity staje się ważną postacią i mam nadzieję, że jeszcze sporo namiesza

Drugi faworyt to zdecydowanie Cipher. Hamish Linklater gra go z diabelską precyzją – chłodny, elokwentny, zawsze o pół uśmiechu za dużo. W jego obecności powietrze gęstnieje, bo nawet gdy mówi coś uspokajającego, masz wrażenie, że zaraz ktoś pociągnie za niewidzialny sznurek.

To postać, która potrafi zarządzać ludźmi jak dyrygent orkiestrą, jednym gestem zmieniając ton całej sceny. Jego wpływ to nie brutalna siła, lecz kontrola podszyta elegancją – najbardziej przerażający rodzaj władzy.

Cipher to główny antagonista w drugim sezonie „Gen V”

Z czasem okazuje się, że Cipher nie jest jedynie kolejnym trybikiem systemu, lecz kimś, kto stoi u samych jego fundamentów. Ten wątek nadaje mu ciężar, jakiego brakowało w pierwszym sezonie: z chłodnego manipulatora wyrasta pełnokrwisty przeciwnik, który potrafi przestawić całą grę. Nie jest zapowiedzią nadchodzących wydarzeń – jest ich zapalnikiem. Szkoda tylko, że jego historia zostaje tak brutalnie rozwiązana w finale sezonu, bo mógłby jeszcze sporo namieszać.

Marie Moreau to świetnie napisana i zagrana postać, ale czuję, że stać ją na więcej

Marie Moreau wciąż jest twarzą „Gen V” – dosłownie i metaforycznie. Kamera ją kocha, a Jaz Sinclair ma w sobie ten magnetyzm, który potrafi przyciągnąć uwagę nawet w scenach, gdzie niewiele się dzieje. Szkoda tylko, że scenariusz nie daje jej zbyt wiele poza byciem emocjonalnym łącznikiem między wątkami.

Marie coraz częściej robi wielkie oczy zamiast działać, a jej wewnętrzne rozdarcie sprowadza się do powtarzanego schematu: gniew, wątpliwość, katharsis. Sinclair gra z pełnym zaangażowaniem, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że postać, która miała być sercem serii, stała się raczej bezpiecznym przekaźnikiem energii.

Jak pędzące ku kolizji pociągi

Jordan Li to jeden z najciekawszych kandydatów na bohatera-przełomowego: ich zdolność do zmiany płci i zmiany mocy w zależności od formy daje bardzo silny potencjał narracyjny. W drugim sezonie Jordan mają momenty, w których naprawdę błyszczą. Jednak równocześnie pojawia się wrażenie, że ich wątek jest wykorzystywany głównie jako mechanizm napędzający akcję, a nie jako głęboka psychologiczna podróż – zwłaszcza w kontekście relacji z Marie.

Ta cała gadka pod koniec sezonu, że „nie możemy być razem, ale możemy być przyjaciółmi”, jest tak płytka i tendencyjna, jak tylko mogłaby być. Nie ma w tym ani krzty prawdziwej miłości, czy nawet namiętności.

Emma – tej dziewczyny nie da się nie lubić

Z kolei Emma Meyer błyszczy. Nie będę ukrywał, postać grana przez Lizze Broadway zawsze była moją ulubioną w „Gen V”, a w drugim sezonie daje jeszcze więcej powodów do sympatii (niezależnie od rozmiaru). To postać, która wprowadza ciekawy miks niepewności, humoru i bólu.

Podoba mi się, że nie jest tylko „tą narzekającą”, jak w pierwszym sezonie, a staje się motywatorem dla innych postaci: Polarity, Marie czy Sama. Szczerze, nie miałbym nic przeciwko spin-offowi „Gen V” z udziałem Emmy.

Cate Dunlap przechodzi chyba największą przemianę w trakcie sezonu drugiego i czuję, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa

Cate Dunlap to natomiast postać, która przeszła największą przemianę w drugim sezonie, co mi się podoba. Poczucie winy, trauma, utrata mocy, pojednanie z przyjaciółmi, odzyskanie mocy – w jej wątku dzieje się naprawdę sporo.

To bohaterka, która miała szansę być antagonistką i ofiarą jednocześnie, i w wielu momentach to działa. Jej kryzys to jeden z najciekawszych wątków – kiedy przestaje być tylko „śliczną superdziewczyną”, a staje się kimś, kto musi się zmierzyć z konsekwencjami własnych decyzji. Liczę, że Cate odegra ważną rolę w finale „The Boys”.

Sam Riordan mógł pokazać więcej, ale jeszcze czeka go ważna rola w uniwersum „The Boys”

Nie wiem, co myśleć o Samie Riordanie. To postać pełna sprzeczności: ogromna moc, trauma, eksperymenty, izolacja – to wszystko nadaje mu ciężar, który mógłby być punktem wyjścia do naprawdę mocnej historii. Ale przede wszystkim to zagubiony nastolatek.

Scenarzyści traktują jego postać nieco po macoszemu. W pierwszej części sezonu Sam traci kontakt z rzeczywistością i staje się zagrożeniem dla innych, a w drugiej nagle stabilizuje się psychicznie i staje „rozsądnym twardzielem”, jak Colossus z X-Menów. Nie wiem, jaka czeka go przyszłość we franczyzie, a po pierwszym sezonie myślałem, że będzie jedną z najważniejszych postaci.

Annabeth Moreau stanowi naturalną równowagę dla Marie

Pojawienie się siostry Marie, Annabeth Moreau, to jeden z ciekawszych momentów drugiego sezonu – nie dlatego, że wprowadza nową moc, ale dlatego, że otwiera wreszcie drzwi do emocjonalnego zaplecza głównej bohaterki.

Annabeth nie potrafi manipulować krwią jak Marie; jej zdolności mają charakter wizji, intuicyjnych przebłysków rzeczywistości, które są bardziej duchowe niż fizyczne. To istotne, bo ich relacja nie opiera się na rywalizacji o siłę, lecz o sens: Marie używa swoich mocy, by kontrolować świat, a Annabeth – by go zrozumieć.

Spotkanie sióstr staje się więc nie tyle fabularnym twistem, ile metaforycznym zderzeniem dwóch sposobów przeżywania traumy.

To tylko „wypełniacz”, ale nie mam z tym problemu

Drugi sezon „Gen V” to telewizyjny paradoks: serial, który wygląda, brzmi i gra jak coś dużego, a jednak w środku jest lekko pusty.

Wszystko działa – aktorzy robią robotę, choreografia mocy bywa szalona w najlepszym sensie, a kamera łapie momenty, które przypominają, dlaczego to uniwersum w ogóle nas wciągnęło. Ale całość coraz wyraźniej przypomina starannie wyprodukowany raport dla inwestorów, a nie dziki manifest, którym „Gen V” było w pierwszej serii.

To już nie sygnał do buntu, to utrzymanie ruchu – sezon, który ma podtrzymać emocje do czasu, aż wróci wielka gra w „The Boys” – i wszystko rozwali na kawałeczki.

W drugim sezonie „Gen V” pojawia się znany i „lubiany” Stan Edgar

I tak, to tylko „wypełniacz” – ale diabelnie przyzwoity. Bo nawet jeśli wszystko tu jest podporządkowane większej machinie, trudno odmówić temu sezonowi energii i stylu. To jak dobrze skrojony mixtape przed premierą głównego albumu: nie wszystkie kawałki zapamiętasz, ale kilka zostanie w głowie.

Sezon drugi „Gen V” przypomina, że uniwersum „The Boys” wciąż potrafi bawić i prowokować, tylko już bez tego szaleństwa, które wcześniej pozwalało mu gryźć rękę karmiącego. Dlatego oglądam z przyjemnością, choć z lekkim niedosytem – bo wiem, że ta historia potrafiła być ostrzejsza, bardziej nieprzewidywalna, bardziej niebezpieczna. Teraz jest efektowna, cyniczna i poukładana.

Czy to już pożegnanie z „Gen V”? Trudno orzec, ale wszystko wskazuje, że tak właśnie może być.

Patrząc na to, jak zapowiada się finałowy sezon „The Boys”, spin-off spełnił już swoje zadanie. Nie zdziwiłbym się, gdyby to właśnie Marie Moreau odegrała kluczową rolę w pokonaniu Homelandera – choć zapewne nie wszyscy dożyją końca tej historii.

W piątym sezonie, który zobaczymy w 2026 roku, krew popłynie szerokim strumieniem, a wiele znanych postaci odejdzie na zawsze. Po tej rzezi świat zapewne się nie skończy, lecz zmieni – zostaną spin-offy, prequele, kolejne iteracje. Ale ten rozdział, ten chaos i ta wściekłość, powoli dobijają do końca.

To również warto przeczytać!

Zachęcam do zerknięcia na wpis o tym, czy „Gwiezdne wojny” w erze Disneya mają jeszcze sens i polecam lekturę felietonu, w którym szukam odpowiedzi na pytanie, czy naprawdę potrzebujemy powrotu„Peaky Blinders”.

Więcej moich wpisów znajdziesz w sekcji maniaKalnych felietonów o filmach i serialach.

Marcepan

Najnowsze artykuły

To najpiękniejszy polski film. „Chłopi” teraz za darmo – tylko kilka dni!

„Chłopi”, jeden z najgłośniejszych polskich filmów ostatnich lat, można teraz obejrzeć całkiem za darmo w…

4 listopada 2025

Najlepszy telewizor na świecie w turbo promocji?! To 77-calowy, ex-flagowy OLED

Najlepszy na świecie? Z pewnością jeden z faworytów! Już teraz w niskiej cenie możesz kupić…

4 listopada 2025

Nowy „klon” Nintendo DS dla fanów retro! Dwuekranowy handheld

Anbernic wprowadza właśnie do sprzedaży konsolę Anbernic RG DS. To dwuekranowa konsola inspirowana Nintendo DS,…

3 listopada 2025

Potężny soundbar Samsung z Dolby Atmos w mega okazji! Zachwyci cię jakością

Samsung HW-Q930F todel 9.1.4 z 540W mocy, a także wsparciem dla Dolby Atmos i Q-Symphony.…

3 listopada 2025

Ale gratka! Netflix za pół ceny nawet na 12 miesięcy

Najdroższy plan Netflix można teraz zdobyć w cenie podstawowego – nawet przez rok! Zniżka sięga…

3 listopada 2025

Z HBO Max znika ponad 60 filmów i seriali! Masz ostatnią szansę

Z końcem listopada z platformy HBO Max zniknie aż ponad 60 filmów i seriali, w…

3 listopada 2025